piątek, 17 stycznia 2014

Miód i Cytryna

Dziś rozpoczęłam od umycia włosów szamponem oczyszczającym i otwierajacym łuski włosa dwa razy.
Potem umyłam trzeci raz szamponem Naturia z Joanny - cytryna i miód. Następnie nałożyłam odżywkę z avocado Garniera wymieszaną z odrobiną oleju lnianego i pozostawiłam na luźno rozpuszczonych włosach na 1h.
Następnie umyłam włosy szamponem Joanna a na sam koniec wycisnęłam całą cytrynę do miski wypełnionej do połowy letnią wodą. I użyłam tego do ostatniego płukania, gdyż chciałam sprawdzić czy kwaśne środowisko faktycznie zamyka fajnie łuski i wygładza.

Ku mojemu zaskoczeniu cytryna już po jednym użyciu rozjaśniła mi odrost o jeden ton! Tak wiec super, nie spodziewałam się, że tak szybko się rozjaśni naturalną metodą. Teraz mam zamiar robić tak przy każdym myciu ale tylko dawać płukankę z cytryną na odrost, gdyż chce żeby tylko odrost się rozjaśniał a po drugie po samej odżywce włosy wydawały się o wiele gładsze, po przepłukaniu cytryną zaczęły się bardzo plątać, wiec u mnie ta metoda nie zadziała na wygładzenie.

Efekt:

sobota, 4 stycznia 2014

Moja ścieżka zdrowia

Od najmłodszych lat byłam strasznie chorowitym dzieckiem. Anginy, grypy, przeziębienia, zapalenia uszów, migdałów itd. nawiedzały mnie kilkanaście razy do roku. I tak w kółko biegałam od jednego lekarza do drugiego, którzy to nie mieli mi do zaproponowania nic dobrego dla mojego organizmu. Za to zwykle bez drżenia ręki zapisywali mi antybiotyk aby mój organizm jeszcze bardziej wyniszczyć oczywiście w dobrej wierze :)

Tak, więc oto egzystowałam sobie z tą niewielką odpornością aż do osiągnięcia dojrzałości psychicznej by spróbować coś z tym zrobić.
Pierwsze co zrobiłam to afirmacja na kartce przy łóżku "Jestem całkowicie zdrowa" :)
Potem w moje ręce wpadły książki Michała Tombaka. Ich treść wywarła na mnie bardzo duże wrażenie.
Od razu zaświtało mi w głowie "to może być dobry kierunek, co mi szkodzi spróbować".
Zaczęłam pić świeżo wyciskane soki i stosować różne diety oczyszczające według jego przepisów.
Schudłam jakieś 4 kilo w ciągu 2-3 tyg. i dość szybko mocno się pochorowałam. Uznałam to za zły omen i że źle się za to zabrałam lecz nie było w książce zbyt wielu rad co zrobić w przypadku takich efektów ubocznych. Owszem pisało, że oczyszczanie może przybierać objawy grypopodobne ale u mnie przybrało ostrą postać grypy, która trwała ponad 14 dni a nieprzyjemności z nią związane pamiętam do dziś. Znów musiałam udać się do lekarza i mało tego pierwszy antybiotyk nie pomógł mi wcale i musiałam zjeść drugi!

Było to jakieś 5 lat temu. Po takich "atrakcjach" odechciało mi się chwilowo oczyszczania organizmu.

Dziś wiem, że do każdego oczyszczania trzeba podchodzić z głową i lepiej to robić stopniowo i wolniej niż szybko, bez przemyślenia i agresywnie dla organizmu. Trzeba pamiętać, że przy każdym oczyszczaniu w organizmie zbiera się mnóstwo toksyn, których organizm chce się pozbyć i czasem może to przybrać właśnie takie rozmiary, że robi się ich tak dużo, że organizm walczy z nimi jak z chorobą, tudzież jest tak osłabiony walką, że łatwo wtedy o infekcję.

Pomimo pewnego rodzaju porażki nie straciłam wiary w to, że mogę być zdrowa. Starałam się prowadzić dietę rozdzielną i jeść a nie tylko oczyszczać się sokami. Jednak nadal w mojej diecie było dużo pszenicy, rafinowanego cukru i jogurtów, które dość mocno wychładzają narządy wewnętrzne. Rzadko kiedy jadłam ciepłe obiady a jak już czasem jadłam zwykle kuło mnie po nich w brzuchu. Dlatego też jadłam raczej przetworzone delikatne wypełniacze niźli ciężkostrawne mięso czy surowe warzywa.
Jakiś czas później dołączyłam do swojej diety miksturę oczyszczającą według przepisu Józefa Słoneckiego.
Jego książki były dla mnie również bardzo ciekawe. Tak czy siak dopiero raczkowałam w tym temacie i często czułam się zagubiona w związku z tym co mogę jeść a czego nie powinnam a druga sprawa nadal czułam się mocno osłabiona po 8 godzinach pracy i często nie miałam energii przygotowywać sobie coś zdrowego. Tak więc niby próbowałam coś zmieniać ale nadal moje działania były chaotyczne.

Przełomowy moment nastąpił 3 lata temu, kiedy postanowiłam zabrać się za swoje zdrowie na poważnie i oczyścić się pod okiem kogoś kto się na tym zna. Idąc tym tropem poznałam Panią Beatę, która zajmowała się szeroko pojętą terapią naturalną. Najpierw zrobiła mi test obciążeń organizmu - to metoda diagnostyki stworzona przez dr Volla (test obciążeń w całej Europie stosuje ponad 30 tys. specjalistów.). Okazało się, że oczywiście mój organizm jest poważnie obciążony jak na mój wiek, ale co się dziwić jak przez tyle lat działałam na jego nie korzyść. Po diagnozie "obrazu" poszczególnych narządów przyszła pora na odpowiednią suplementację. Nie pamiętam już co dokładnie zażywałam ale było tego sporo.

Jeden preparat był chyba 3 lub 5 składnikowy i miał silne działanie oczyszczające, do tego brałam Pau D'arco, który pomagał usunąć toksyny, które zaczęły się pojawiać z powodu walki wewnętrznej candidy z preparatem. Poza tym jadłam też chlorellę (algi) dla wzmocnienia, młody jęczmień, aloes, spirulinę i witaminę c 1000 z naturalnym wyciągiem z grejpfruta i róży a także minerały Schindele's i sok z noni, koenzym Q10 i jadłam olej kokosowy. Okazało się, że mam nietolerancję na gluten o czym nie wiedziałam wcześniej. Miałam nie jeść pszenicy ani nabiału i cukru. Ciężko było mi tego nie czynić bo wydawało mi się, że nie pozostaje mi już nic do jedzenia. Najważniejszym elementem było pić dużo wody, bo diagnoza wykazała też niedotlenienie pnia mózgu. Wiem, ze to wszystko może brzmieć przerażająco ale wystarczyło zastosować się do zaleceń i wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Już po 3 miesiącach czułam się dużo lepiej. Po pół roku suplementacji i częściowej zmiany diety (nie potrafiłam zrezygnować z wielu rzeczy, które miałam zabronione) zaczęłam czuć się innym człowiekiem.

Oprócz suplementacji moja uzdrowicielka robiła mi jeszcze zabiegi bioenergoterapii, masaże energetyczne gorącymi kamieniami i zabiegi bańkami chińskimi.
W ciągu tamtego roku oczyszczania zachorowałam jeszcze dwa razy lecz na krótko i mało inwazyjnie.
Potem nie miałam już po co do niej przychodzić. Stałam się zdrowym człowiekiem.

Od ponad 2 lat nie byłam ani razu chora.

Moje życie się odmieniło i wiem, że zmiana nawyków żywieniowych ma ogromne znaczenie.

Pomoc uzdrowicielki była nieoceniona lecz najsłabszym punktem w tym czasie była moja dieta, której nie umiałam ogarnąć.
Aktualnie pracuje nad tym ostatnim punktem, który jest kluczowy do utrzymania zdrowia:

"Jesteś tym co jesz".


Dzisiaj mam świadomość, że aby odżywiać się zdrowo nie trzeba być bardzo bogatym.
Nie trzeba też zaopatrywać się we wszystko w sklepach ze zdrową żywnością.
Wystarczy pić świeże soki i jeść dużo owoców i warzyw. Jeśli nie stać nas na organiczne czy bio lepiej zjeść te z warzywniaka przy bloku niż wcale. Powietrze też jest zatrute a nim oddychamy, to że warzywa i owoce są częściowo skażone przez opryski to fakt, ale są żywe i potrafią się po trochu z tego świństwa oczyszczać i i tak mają więcej do zaoferowania niż przetworzone jedzenie z supermarketów: białe pieczywo, mięso nafaszerowane chemią i inne wysoko-przetworzone produkty typu fast-food.

A może słyszeliście o tym jak surowe warzywa i owoce pomogły wyleczyć ludzi z poważnych chorób typu cukrzyca czy rak? Czytałam o wielu takich przypadkach...
Czy to nie zastanawiające?

Tak więc Kochani, nasze zdrowie jest w naszych rękach!

Życzę wytrwałości na ścieżce powrotu do zdrowia :)